22:03 / 30.03.2005 link komentarz (2) | Wszystkie takie dzienne sprawy 
 
Bez sensu zupelnie. Kiedy siedze w domu przychodzi mi 
do glowy 100 roznych mysli na minute, wartych - no, 
przynajmniej tak mi sie wydaje, ze wartych - zapisania i uwiecznienia. 
Jak tylko przyjde do roboty zaraz znikaja jak rozwiana mgla. 
 
W ogole to podejrzane. Spie niby 7 godzin, pracuje teraz nie wiecej niz 9 godzin... 
a mimo to po przyjsciu do chalupy padam na ryj. Nic 
mi sie nie chce, oprocz spania. 
 
Czy to normalne? 
 
Poza tym dluzsze przebywanie u I. wplywa na mnie  
klaustrofobicznie. Maly ten jego apartment i mimo tego, 
ze lubie z nim byc to to ograniczenie przestrzeni mnie dobija.  
Gdybym ja tam mieszkala, inaczej umeblowalabym/zorganizowala sobie zycie na takim ogryzku mieszkaniowym. 
 
3/4 jego mebli jest meblami biurowymi. Prawda, ze darmowe, ale niestety sprawiaja ciezkie i przygnebiajace wrazenie. Regalek pod telewizor i sprzet grajacy tez nie lepszy - jakis tragiczny, rozwalajacy sie rupiec. 
O wymianie nie ma mowy - I. to jeden z tych "oszczedzajacych weteranow" ktorzy przedkladaja wzgleda praktyczne nad estetyczne i dopoki cos dziala nie ma mowy o wyrzuceniu czy zastapieniu. 
 
Sytuacja w sypialni rownie irytujaca: lozko dusuniete jednym brzegiem do sciany, ja oczywiscie spie od sciany. Na dodatek wysokie toto jak cholera - takze wstawanie nocne wiaze sie z calkowitym wybudzeniem, bo najpierw musze sie przeczolgac przez to jebane lozko a potem jeszcze podjac wspinaczke. 
Poza tym nie mam swojej nocnej lampki. I. nie ma w zwyczaju czytac do poduszki no i w ten sposob ja nie moge tez :( 
 
Chujnia. 
Oczywiscie wszystko to przywodzi mi na mysl "a co bedzie jak przyjdzie nam razem mieszkac???". 
 
Musze sie jakos powstrzymac z tymi myslami do czasu, dopoki sobie nie kupi wreszcie tej chalupy... |