18:23 / 19.08.2005 link komentarz (1) | Dzis 
 
znowu chodze na rzesach. 
 
A wszystko zaczelo sie zgola niewinnie. Nie moglam wytrzymac bez fajek... no to trampki na nogi, polarek 
(tez sie cholera jakas zima tutaj zrobila) i dawaj 
zapychac na piechotke do downtown do jedynego sklepu 
gdzie maja moje ulubione clove papierosy. 
 
Jak juz doszlam, to zadzwonila A. 
Siedzialam pod tym sklepem i gadalam z nia, ludzie sie dziwnie patrzyli, ale nic to. Dobra. 
Zdazylam sie rozlaczyc a tu kto...? V. (jeden koles co go znam z Mollys, ma do mnie slabosc i to jaka...). 
 
Zaciagnal mnie do knajpy.  
Mocne postanowienie - jedno piwo, dwa papierosy i 
ide do domu. 
Juz-juz zbieralam sie do wyjscia, odwracam sie a tam... 
as we wlasnej osobie ze swoimi boys*, jak to ich nazywa. 
 
I wmieklam, wmieklam strasznie. Oni sie skuli - od poczatku mieli inklinacje w tym kierunku, o czym zostalam lojalnie uprzedzona. Zabawa w sumie przednia.. a ja, jako ze w miare trzezwa bylam, strzyglam uszami na lewo i prawo. Co sie dowiedzialam, to moje :))) 
 
Wyszlismy jak juz zamykali, czyli kolo jakiejs 2 nad ranem. as wymagal prowadzenia pod reke z obu stron, zeby utrzymac pion. Poczulam sie w obowiazku i doholowalam go az do samego wyra. 
Juz-juz zabieralam sie do wyjscia....ale mnie wciagnal pod koldre i nie dal sie ruszyc. 
 
Szlag trafil wszystkie mocne postanowienia. 
 
W ten oto sposob wstalam o 5.30 rano i zawitalam do pracy o 7.30 i zaraz bede UMIERAC. 
 
Dobrze, ze to juz piatek... 
 
* - sa to ludzie, ktorych zatrudnia w swojej firmie i robia z nim przy tym samym kontrakcie. Znaja sie jak lyse konie od jakichs osmiu lat. Bardzo sympatyczni faceci zreszta, chociaz musialam zadzierac glowe - bo obaj maja ponad 2 metry wzrostu...i sa Nowozelandczykami. 
 |